Turnieje – moje nowe nadzieje

Można grać pietruszkę lub o złote galoty. Można grać żeby sobie pograć, można też tak, aby sobie wygrać. Dla zabicia czasu, z recenzenckiego obowiązku, dla towarzystwa. Do kawy, do ciastka, a hardkorowcy także do tłuściutkich ziemniaczanych czipsów. Ja gram już tylko o złote puchary. Nie widzę innej logicznej możliwości. Pozostają mi już tylko turnieje. Jeden puchar już mam. Złociutki i błyszczący.

Bawię się żoną w liczenie punktów, w liczenie zwycięstw. W zasadzie w każdej grze prędzej czy później ląduje karteczka, na której zapisujemy daty oraz rezultaty naszych zmagań. Widać jak na dłoni, że Monia bije mnie ostatnio w Carcassone czy Ticket to Ride Nordic Countries, że w Mauer Bauer idziemy łeb w łeb, że w Splendorze ciągle mam więcej zwycięstw niż kochana żona. Te wyścigi jednak, tracą po pewnym czasie swój ładunek emocjonalny, lider staje się nieuchwytny, albo równowaga tak silna, że i sto kolejnych partii nie przechyli już szali. W tych właśnie chwilach, decydujemy się rozegrać turniej o Puchar Domu.

Przygotowanie

W naszym przypadku do turnieju z biblioteczki wybieramy gry, według pewnego stałego klucza, który ułatwia nam budowanie rankingu i punktacji. Aby jakaś gra mogła się załapać musi posiadać mechanizm, który pozwala wyłonić zwycięzcę za pomocą punktacji – to jest dla nas kluczowy warunek. Dalej, żeby zawęzić jeszcze wybór, dogadujemy się co do kolejnego kryterium – np. rozgrywka trwa nie więcej niż 45 minut, albo tylko gry dłuższe niż 1h. Dalej określamy ilość gier oraz to ile razy każdy tytuł będzie rozegrany – np raz, dwa, cztery. Wszystkie te czynniki pozwalają regulować sobie czas trwania turniejowych rozgrywek, tak aby dostosować je do naszych aktualnych możliwości czasowych. Gdy zbierzemy te wszystkie zmienne “zu samen do kupy” możemy rozpocząć rozgrywki.

Zasady

Turnieje grywamy we dwoje, więc aby uniknąć specyficznego efektu śnieżnej kuli, nie liczymy zwycięstw jako takich – mogłoby się zdarzyć, że w połowie turnieju, zwycięzca byłby już znany, więc rozgrywanie umówionej liczby partii nie miałoby większego sensu. Stosujemy więc pewne obejście, dzięki któremu napięcie związane z niepewnością dowiezienia pierwszego miejsca, utrzymuje się przez większość czasu na wysokim poziomie. Zwycięzca zawsze otrzymuje 100 pkt. – zaś jego wynik z gry brany jest jako baza do wyliczenia tego, jak dobrze poszło przegranemu. Jak łatwo się domyślić, suma punktów jaką w grze zdobył wygrany traktowana jest jako 100%, wystarczy więc podzielić wynik przegranego przez wynik zwycięzcy i otrzymamy stosowny procent – nazwijmy to jego efektywności w grze, tenże wynik zmieniamy w punkty – zwykle obcinając część niecałkowitą w przypadku ułamków. Przykład: W Splendorze wynik 15:13  oznacza wynik 100 do 86 w turnieju. W Ticket to Ride: NC wynik 132:96 oznacza 100 do 72 w turnieju.

Wyzwania

Dzięki powyższemu, każda gra teoretycznie waży w turnieju tyle samo. Informacja o zwycięzcy także zostaje zachowana. Oczywiście, nie jest to system idealny – z praktyki wiemy, że prędzej czy później trzeba będzie się zmierzyć z tym jak rozliczać remisy punktowe, co robić, gdy przegrany kończy grę na minusie (casus ze Patchworka), co robić gdy do jednego turnieju wrzucimy grę taką jak np. Mexica (gdzie zwykle różnice punktowe są stosunkowo niewielkie) i wspomnianego Patchworka czy tych starych karcianych Osadników z Catanu – gdzie rozstrzał może być ogromny, a w konsekwencji ciążący na wynikach turnieju. Co z Jaipurem lub Zaginionymi Miastami – czy innymi grami, w których partie rozgrywane są po kilka razy w ramach jednej rozgrywki? Jak rozwiązalibyście podobne dylematy?

Na zakończenie dodam, że Turnieje tchnęły trochę nowego ducha w nasze domowe rozgrywki. Celebrujemy nawet z przymrużeniem oka wręczanie sobie przechodniego pucharu po zakończeniu każdego z nich.

 

Gdy żona bije

/
Chciałbym ci wyznać tajemnicę, ale przecież już odkryłem…

Turnieje – moje nowe nadzieje

/
Można grać pietruszkę lub o złote galoty. Można grać żeby…
Pędzące żólwie -

Po żółwiach do celu

/
Geniusz Reinera Knizi objawia się w tym, że jako wirtuoz germanstajlu…

Czego nauczył mnie Marek Mydel?

/
Marek Mydel sprzedał mi kiedyś niechcący jeden mały trik.…
Fragment okładki gry Kreta 1941

3 mity na temat gier wojennych

/
Wokół historycznych gier wojennych narasło troche mitów i…

Wiatry zmian nie przestają dąć

/
Co się zmieniło przez te 10 lat obecności nowoczesnych gier…

Rewolucja w świecie gier planszowych

/
Będzie tego wszystkiego już jakieś 10 lat. Dokładnie nie…

Komunikacja z klientem w przykładach: Galakta, Q-workshop i 2 Pionki

/
W życiu każdy z nas, niezależnie od tego czy jest recenzentem,…

Dynastia Ming, czyli chińskie zasady gry

/
Z targów Essen w 2010 przywiozłem kilka gier, z których dwie…